Takie, w których pozytywnej zmianie ulega przede wszystkim podejście do jedzenia. Nie będę też ściemniać – pośladki to mój konik dlatego takie metamorfozy cieszą mnie podwójnie (gdybym była romantyczna pewnie powiedziałabym, że cieszą oko i duszę, no ale.. część z Was już mnie zna)

Miałam opisać jak to z nami było, ale myślę, że wystarczy jak przeczytacie słowa właścicielki tej pięknej sylwetki, które kieruje do Was:

„Cześć dziewczyny!
Wiecie, odkąd zaczęłam przygodę z treningami 3 lata temu byłam na wiecznej redukcji.
Chciałam być wysportowana, wyrzeźbiona i broń Boże nie przytyć. To bardzo złudne. Dopiero kiedy spotkałam na swojej drodze Anitę, uświadomiła mi, że więcej jeść nie oznacza tyć. Budować sylwetkę nie oznacza być grubym, rzeźbić się to wykonywać dobrze dobrany trening nie rezygnując z dobrego jedzenia.
Dzięki Anicie pomyślałam „zaryzykuje” zwiększę swoje makro, stopniowo kaloryczność i zobaczymy.
Dziś.. wiem, że była to najlepsza decyzja.
Jem o 500 kalorii więcej niż dotychczas, tj. 2200 na dzień. Nie przytyłam ani grama odkąd pracuje z Anitą, czyli od około 4 miesięcy, a moja sylwetka zmienia się diametralnie.
Choć to dopiero początek naszej przygody, zamierzam mieć lepszy tyłek niż JL”

Od siebie dodam tylko, że Marysia od młodych lat walczyła
z problemami związanymi z obawą przed jedzeniem.
Ma także skoliozę kręgosłupa, co wbrew krążącym w internecie opiniom NIE uniemożliwia zbudowanie pięknych pośladków.
Jak widzicie, przeciwności losu było sporo, mimo to osiągnęła wielki sukces. Wygląda pięknie i sama pyta czy „może dołożymy już jakieś kalorie?”